czwartek, 1 listopada 2012

Jeden dzień w pełnej krasie

To miłe kiedy czujesz te iskierki na moment przed pocałunek, choć on sam w sobie jest także całkiem przyjemny. Wspaniałe, że chociaż w snach mogę doznać takiej rzeczy, przynajmniej w tej sytuacji, która opanowała mój aktualny stan bytu.
Powitała mnie donośna melodia budzika. Artystycznej brzmiałoby zdanie "Powitała mnie cicha melodia budzika, która pieściła moje uszy sprawiając, że niechętnie przetarłam zaspane oczy", jednak nie mogę nazwać jej cichej, a nawet łagodnej. Specjalnie jest to znienawidzone przeze mnie melodia, która wyrywa mnie ze snu niczym jakiś kat, bez ostrzeżenia, bez litości.
Tego dnia wyjątkowo wstałam dość wcześnie, by dokończyć kilka zadań i przygotować się do odpowiedzi z polskiego. Ku memu (i nie tylko) zdziwieniu nie miałam problemów ze "zwleczeniem się" z wygodnego łóżka, by otulił mnie płaszcz zimna jakie panowało w domu. Brak taty znów doskwierał mi na każdym kroku jaki stawiałam, odczuwałam go chociażby przez chłód panujący wokół. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy nauczyłam się niebywałej systematyczności, dlatego też od razu złapałam za zeszyt z polskiego i przystąpiłam do odrabiania pracy domowej. Fakt, mogłam to zrobić poprzedniego dnia, wieczorem, ale moje lenistwo nie znało wtedy granic, a ja musiałam ponieść tego konsekwencje. Jak na mój styl przystało, odrobiłam wszystko "na kolanie" przykryta kołdrą, w ciepłym łóżku. Co jakiś czas przymykałam oczy wołając o pomstę do nieba. Czułam, że powoli tracę wszystkie siły. Czuję to samo każdego ranka, każdego dnia, a jednak wciąż daję radę. Jak to w końcu jest?
Wybranie zestawu jaki założyłam było chyba najprzyjemniejszą częścią dnia. Bez zastanowienia sięgnęłam po sukienkę, która zalegała moją szafę od czasu balu trzecich klas gimnazjalnych. Nigdy wcześniej nie pojawiłam się w szkole w bardziej dziewczęcym stroju, więc liczyłam na zaskoczenie ze strony przyjaciół. Kilka dodatków i oczywiście rajtuzy pożyczone od mamy, bo jak zwykle nie posiadałam własnych, sprawiło, że przez ułamek sekundy spodobałam się sobie. To było tak dalekie od normalności, że aż niemal ocierałam się o magię innego świata.
- Pięknie - pochwaliła mnie mama, dumna, że pozostały we mnie jeszcze resztki tej córki, która kilka lat temu była wzorową uczennicą, daleką od okaleczania swojego ciała i eksperymentów. Mama ciągle wierzy, że tamta Victoria wróci. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Nie odpowiedziałam jej, po prostu się uśmiechnęłam i wyszłam. Szkołę mam tuż za rogiem, więc nie zmarzłam jak większość uczniów, którzy przepychali się w walce o miejsce przy ławkach na przebranie się. Mi jak zwykle było wszystko jedno, więc rzuciłam torbę z butami pod ścianę i sięgnęłam do niedawno założonych glanów. Nie miałam pojęcia dlaczego każdy mi się przygląda. Jednego mogłam być pewna, nie dlatego, że jestem ładna (bo nie jestem) lub że podobał się im mój dzisiejszy strój, oczywiście jakby kiedykolwiek podobał im się jakikolwiek inny. Czułam ich wzrok na każdym punkcie swojego ciała, nie wiem czy miałam się z tego cieszyć. Podnieść głowę i z uśmiechem napawać się ich uwagą, czy może uciec jak najprędzej gdzieś z dala od wszystkich? Jak zwykle mam postrzelone pomysły, więc wybrałam pierwszą opcję. Nie powinno mnie interesować zdanie innych dlatego też trzymam się twardo wyznaczonych zasad.
Pod klasą dopadła mnie koleżanka, którą naprawdę polubiłam w przeciągu kilku tygodni w nowej szkole. Jest naprawdę niesamowitą osobą, przepełniona pozytywną energią.
Halloween, mogłam się domyślić, że byłam jedyną osobą, która zgodziła się pomalować sobie twarz, bo nie interesuje mnie to jak później to zmyję i że resztki mojego podkładu zejdą razem z tym. Nie wygląd jest wszystkim, jednak niewiele osób tak uważa.
Oczywiście jak to na szkołę przystało, spotkało mnie parę przykrości. Bez nich dzień byłby prawdopodobnie stracony. Niestety, te przykrości osiągnęły szczyt, choć i tak dziwi mnie, że złapałam za plecak i opuszczając lekcję wf'u udałam się gdzieś za pobliskie bloki żeby zapalić. Nie wiem nawet skąd takie coś wzięło się w mojej głowie. Skąd ja w ogóle posiadałam te papierosy w swoim plecaku? No tak, pozostałości po imprezowaniu, które trzeba nosić przy sobie bo rodzice na pewno nie zrozumieją.
Napawam się każdym buchem (?), zamykam oczy i kieruję twarz ku niebu. Ciemność, cisza, wolność.





1 komentarz: