poniedziałek, 24 września 2012

Samotność chorobą XXI wieku.


To tak strasznie boli. Łzy pozostawiają mokre ślady na policzkach. To takie trudne kiedy jednego dnia jest się pewnym, że wszystko minęło, stało się przeszłością. Jesteśmy tak bardzo szczęśliwi, że wreszcie udało nam się wygrać z cierpieniem i tęsknotą, a następnego ranka budzimy się z tym imieniem na ustach – ba! nawet zasypiamy całując je na dobranoc, by nigdzie nie odeszło, by nie umknęło. Każde, nawet to najdrobniejsze wspomnienie, wraca. W takich chwilach mam ochotę rzucić moje marzenia w cholerę. Przestać śnić i stać się nieczułą nastolatką, którą nic nie obchodzi. Która nie zna bólu, tęsknoty, która nie potrzebuje dosłownie niczego. Ogłuchnąć na krzyki ze świata. Chciałabym by przestało mi zależeć na wszystkim prócz nauki. Niech ludzie dadzą mi spokój. Nie chce chłopaka rok młodszego, nie chcę chłopaka starszego, który wali drzwiami i oknami – mógłby być już dawno mój. Nie chce żadnego z tych, którzy starają się, chce J E G O. Bo on się nie stara o miłość, a o przyjaźń, bo nie jest mój, a J E J, bo zawsze mogę na niego liczyć, a nie obarczać problemami, bo gdy zapłacze, on nie zakazuje, a pozwala się wypłakać przy biciu jego serca.
Czy to nie zabawne, że największym problemem XXI wieku, jaki się zrodził, jest samotność każdego z nas mimo, że wokół jest tylu ludzi? Czujemy się samotni bo osoby, które temu zapobiegają są nieosiągalne dla nas. Są, a jednak ich nie ma. Czy kiedykolwiek będę miała tyle siły, by stać się nieczułą i zawalczyć, by ostatecznie odnieść zwycięstwo? Uwielbiam zadawać samej sobie pytania. Filozofia ludzie, filozofia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz